"[...] kto szuka, ten najczęściej coś znajduje,
niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba."
- John Ronald Reuel Tolkien
Pierwsza ocknęła się Lily. Czując niemiłosierny ból głowy, zrzuciła z siebie pościel i powoli się podniosła. Jej oczy ujrzały prawdziwe piekło. Ich pokój wyglądał, jakby przebiegło po nim stado hipogryfów. Spojrzała na zegarek i jęknęła cicho. Już dawno przespały śniadanie. Powoli wygramoliła się z łóżka i podeszła do łóżka Lary by ją obudzić, lecz gdy odsłoniła zasłony, okazało się że dziewczyny tam nie ma. Nie zawracając sobie tym głowy, ruszyła w stronę chrapiącej Lisy. Gdy pochyliła się nad brunetką, natychmiast skrzywiła się z niesmakiem. Biła od niej woń alkoholu i wymiocin. Czując, że nie da rady dłużej znieść obrzydliwego zapachu, cofnęła się do łóżka Mandy. Ta gdy tylko poczuła, że ktoś nią potrząsa natychmiast otworzyła oczy. Była widocznie zdezorientowana, lecz po chwili powróciły do niej wspomnienia uprzedniej nocy i stęknęła głośno, łapiąc się za głowę.
- Pić – wychrypiała jednak w pokoju nie było ani kropli wody.
Mandy niepewnie podniosła się z łóżka i chwiejąc się ruszyła do łazienki. W drodze zatrzymała się przy łóżku Mary i zmarszczyła brwi. - Kto wypuścił tą zołzę? – warknęła, jednak nie czekając na odpowiedź weszła do toalety i już po chwili spijała chłodną wodę z kranu.
Lily przysiadła na wolnym łóżku Lary i czekała w milczeniu aż Mandy wyjdzie z łazienki. Swoją drogą drzwi od łazienki jedynie stały oparte o framugę, które Amanda przysunęła, by zasłonić dziurę. Zerknęła w stronę budzącej się Lisy i zanim zdążyła coś zrobić, dziewczyna z hukiem spadła na podłogę. Zdezorientowana złapała się za głowę i zaczęła mamrotać pod nosem.
- Żyję, żyję. Nic mi nie jest. Żyję.
- To świetnie – dobiegł je ironiczny głos z sąsiedniego łóżka. To Mary właśnie się obudziła i z wściekłą miną próbowała wyplątać się z kołdry. Jako jedyna była w pełni trzeźwa i nie miała kaca. Teraz z prawdziwą furią wstała z łóżka i wyjęła czyste ubrania z kufra.
- McGonagall o wszystkim się dowie! – wrzasnęła na pożegnanie i wyszła z sypialni.
Dziewczyny skrzywiły się z niesmakiem, przyciskając dłonie do skroni.
- Kto wypuścił tą larwę? – warknęła Lisa i podniosła się z podłogi. – Fuj! Śmierdzę jak zdechnięty gumochłon – jęknęła i z trudem opanowała mdłości.
Po chwili z łazienki wyszła Mandy, roznosząc woń świeżej lawendy. Mimo że Lily nigdy nie znosiła zapachu jej szamponu teraz odetchnęła z ulgą, wciągając do płuc coś innego niż okropny zapach Lisy.
- Idź Lisa, ja poczekam – mruknęła Lily, a czarnowłosa z wdzięcznością pokiwała głową. Jej kąpiel zajęła nieco dłużej niż Mandy, choć nikt nie narzekał. Gdy wyszła z łazienki pokój niemal wrócił do poprzedniego stanu. Zerknęła na ustawione w kącie butelki po Ognistej Whisky i jęknęła w duchu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że do tej pory nigdzie nie zauważyła Lary.
- Gdzie nasza blondi? – mruknęła, siadając na łóżku.
Lily jedynie pokręciła głową, a Mandy wzruszyła ramionami.
- Szukałam, ale nigdzie jej nie ma. Pewnie poszła na obiad. W końcu ktoś musiał uwolnić tą lafiryndę, Mary.
Lisa nie mając siły nawet dłużej zastanawiać się nad tym, co usłyszała, jedynie kiwnęła głową i opadła na materac. Głowa niemal jej pękała, a kiszki grały marsza. Zwrócenie niemal całej wczorajszej kolacji z pewnością nie było dobrym posunięciem czego odczuwała teraz skutki.
Chwilę później Lily wyszła z łazienki. Po kilku namowach Lisy i Mandy w końcu zgodziła się iść na obiad i razem ruszyły do wyjścia. Gdy tylko wyszły z dormitorium natychmiast znalazły się w centrum uwagi. Pokój Wspólny był jeszcze pełen, gdyż do obiadu zostało prawie pół godziny. Uczniowie wpatrywali się w nie z prawdziwą niechęcią. Większość miała wymalowany wyraz zmęczenia na twarzy i ogromne sińce pod oczami. Dziewczyny zdały sobie sprawę, że to one są wynikiem zmęczenia połowy gryfońskiej młodzieży i czym prędzej przepchnęły się przez tłum, wychodząc na pusty korytarz.
- Chyba dałyśmy im wczoraj popalić – mruknęła Lisa, a Lily z powagą pokiwała głową.
- Pewnie Mary już była u McGonagall i nie wiem jak wy, ale ja bym wolała żeby mnie Minewra tu teraz nie dorwała – mruknęła Mandy i wszystkie trzy czym prędzej ruszyły do Wielkiej Sali.
Droga zajęła im niespełna dwadzieścia minut, a to wszystko dlatego że Lisa wciąż miała jakieś niekontrolowane napady śmiechu. Widocznie do końca jeszcze nie wytrzeźwiała. Gdy tylko przekroczyły próg sali ze zdziwieniem spostrzegły, że stół nauczycielski jest w zupełności pusty, a uczniowie zdają się być czymś niezwykle poruszeni. Co rusz wymieniali się zdawkowymi spojrzeniami i cicho coś komentowali. Dziewczyny zmarszczyły brwi i podeszły do stołu Gryffindoru. Ku ich zdumieniu Lary nie było również tutaj, choć żadna nie zdawała się tym faktem poruszona. Blondynka od początku roku bardzo często znikała, zaszywając się w jakimś cichym miejscu, by móc od wszystkiego odpocząć i przemyśleć parę spraw.
Usiadły na swych stałych miejscach i rozejrzały się dookoła. Dopiero teraz dostrzegły, że większość uczniów trzyma w dłoniach najnowsze wydanie Proroka Codziennego, komentując coś zawzięcie.
Lisa wychyliła się i wyrwała gazetę przechodzącemu obok pierwszoklasiście.- Dawaj! – warknęła i rozłożyła gazetę.
Chłopiec z oburzoną miną ruszył do wyjścia, nie mając odwagi odpyskować. W normalnej sytuacji Lily z pewnością zaprotestowałaby przeciwko takiemu zachowaniu, jednak ludzka ciekawość w tym momencie zwyciężyła. Pochyliła się nad gazetą i ze zdumieniem coraz szybciej pochłaniała słowa artykułu.
Śmierć dawnej uczennicy Ad Fontes.
Wczoraj w nocy tuż przed godziną dwunastą biuro aurorów zostało powiadomione o morderstwie młodej kobiety Felicii Lawrence w centrum Londynu. Sąsiedzi odkryli nad jej domem mroczny znak, świadczący o obecności Sami-Wiecie-Kogo. Aurorzy przeszukali całą okolicę, jednak mordercy zdążyli umknąć nim funkcjonariusze zostali powiadomieni. Jak donosi Ministerstwo Magii kobieta nie miała żadnych powiązań z Sami-Wiecie-Kim, a jej śmierć rzuca nowe światło na wydarzenia sprzed dwóch miesięcy w Ad Fontes.
- To niezwykle dziwne, że Sami-Wiecie-Kto postanowił ponownie zaatakować kogoś powiązanego z Ad Fontes. Felicia Lawrence to dawna wychowanka tamtej szkoły, której udało się przeżyć atak w czerwcu. To nie jest zbieg okoliczności, że właśnie ona stała się nową ofiarą Sami-Wiecie-Kogo – mówi Minister Magii.
Lily zerknęła na zdjęcie poniżej, przedstawiające młodą dziewczynę o nieco pulchnej twarzy z burzą jasnobrązowych loków i szarozielonych oczach. Wyglądała na niezwykle pogodną osobę, teraz z uśmiechem, machając z okładki.
Lisa po przeczytaniu artykułu, zamarła. Nie wiedziała jak ma zareagować. Wszystko to wydawało się takie nierealne. Jeszcze dwa miesiące temu razem z Felicią walczyły w obronie murów Ad Fontes, a teraz, gdy wszystko zdawało się układać, ona nie żyje.
- Lisa – wyszeptała Lily. Miała zatroskaną minę, a jasnozielone oczy wpatrywały się w nią ze współczuciem.
Brunetka otrząsnęła się z zamyślenia i z przygnębieniem rozejrzała się po sali, wyszukując dawnych uczniów Ad Fontes. Wszyscy mieli przerażone miny. Żadne z nich nie widziało w tym artykule sensacji z których mogłyby powstać plotki. Każdy zastanawiał się czy czeka go to samo, co wesołą i życzliwą Felicie Lawrence.
- Nic mi nie jest. Nawet jej nie znałam – powiedziała zgodnie z prawdą. – Wiem tylko, że była świetną czarownicą i zabicie jej musiało być nie lada wyzwaniem.
Lily nic nie odpowiedziała. Doskonale wiedziała, że nie o samą Felicie tu chodzi, a o fakt, że była uczennicą Ad Fontes.
- Może powinnyśmy znaleźć Larę? – odezwała się niespodziewanie Mandy, która do tej pory w milczeniu studiowała artykuł. W jej ciemnych, jak noc oczach pojawił się błysk zaniepokojenia, choć już po chwili zniknął.
- Nie – powiedziała szybko Lisa. – Lara pewnie już wie i nie zdziwiłabym się gdyby znowu zaszyła się w jakiejś ciemnej dziurze, by to przemyśleć.
Mandy pokiwała głową, choć nie wydała się do końca przekonana.
W tym momencie do ich stołu podeszli czterej Huncwoci i z westchnieniem opadli na wolne miejsca naprzeciw nich.
- Już wiecie? – rzucił Syriusz, wskazując na gazetę w dłoniach Lisy.
- Tak – odparła niepewnie Lily, dyskretnie zerkając na Lisę.
Ta gdy tylko to dostrzegła natychmiast zarumieniła się i odrzuciła gazetę - nie jestem Larą. Nie mam jej wrażliwości i daru empatii. Felicia nie była dla mnie nikim ważnym, więc nie będę opłakiwać jej śmierci. A jeżeli ten Sami-Wiecie-Kto, czy jak wy go tam nazywacie będzie chciał dopaść i mnie to się niemiło rozczaruje – powiedziała twardo i zabrała się za jedzenie.
Wszyscy spojrzeli po sobie, jednak nikt nie skomentował słów Loren. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nawet Lisa nie miałaby najmniejszych szans z potężnym czarnoksiężnikiem, jednak najgorsze było to, że ona również o tym wiedziała…
~*~
Sobotnie popołudnie minęło nim się spostrzegli. Czas wydawał się mknąć z zawrotną szybkością. Teraz wszystkie siedziały w pokoju wspólnym, zastanawiając się dokąd mogła udać się Lara. Wbrew temu, co mówiła Lisa, Lara nie wróciła do dormitorium przed kolacją. Powoli zaczynały się martwić o koleżankę i coraz bardziej próbowały zwalczyć w sobie złe przeczucia. Pokój wspólny powoli pustoszał, aż w końcu zostały same. Wskazówki zegara wskazywały już prawie 22, gdy dziura pod portretem otworzyła się. Dziewczyny natychmiast wyprostowały się w fotelach, w napięciu oczekując, że to Lara uśmiechnięta jak zawsze, wkroczy do salonu. Jednak ich nadzieje szybko się rozwiały, bo w przejściu pojawili się czterej chłopcy, zaśmiewający się do łez. Dopiero po dłuższej chwili zauważyli dziewczyny i w wyśmienitych humorach, ruszyli w ich stronę.
- Cześć dziewczyny – przywitał się radośnie James, siadając na kanapie. – Co wy takie markotne? Coś się stało? – Chłopak wyraźnie się zaniepokoił i z uwagą spoglądał na każdą z nich.
Żadna nie odpowiedziała czym jeszcze bardziej zdenerwowały Pottera.
- Ej! Co się stało? – powtórzył Syriusz, siadając z resztą Huncwotów na kanapie. – Gdzie tak w ogóle jest Lara? Wczoraj w nocy jak poszliśmy was pozbierać nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć.
Mandy otworzyła szeroko oczy, a Lily zakryła usta dłonią. Jedynie Lisa wstała z miejsca i natychmiast rzuciła się do wyjścia.
- Trzeba ją znaleźć – krzyknęła jeszcze nim wyszła.
Huncwoci wyglądali na zdezorientowanych. Żaden z nich nawet nie podniósł się z kanapy.
- No co tak siedzicie?! Trzeba jej szukać! – wykrzyknęła Lily i wybiegła za Lisą, a reszta podążyła za nimi.
Gdy tylko dogonili Lisę ustalili, że się rozdzielą. Lily i James mieli przeszukać górną część zamku. Lisa i Syriusz ruszyli do lochów, a Remus i Mandy na błonia. Petera wysłali do pokoju wspólnego, by tam przeszukał wszystkie dormitoria i czekał na Larę, gdyby miała się pojawić.
Lily nawet nie zaprotestowała, gdy przydzielono ją z Jamesem. Wiedziała, że w tym momencie najważniejsze jest to, by odnaleźć Larę, która zniknęła bez śladu.
- Spróbuj sobie przypomnieć – powtarzał do znudzenia James. – Kiedy ją ostatnio widziałaś?
- James… - jęknęła Lily – ja nie wiem… Byłam zupełnie pijana – powiedziała zrozpaczona, wspinając się na wieżę astronomiczną. Chłopak podążał tuż za nią i co chwila zasypywał ją pytaniami.
Gdy dotarli na górę, wieża okazała się zupełnie pusta. Lily podeszła do barierek i wpatrzyła się w ciemną noc. Niebo było bezchmurne. Czysto granatowe usłane złocistymi gwiazdami, które odbijały się w jej oczach. Blady blask księżyca delikatnie oświetlał ich sylwetki, rzucając cienie na mury zamku.
- Lily znajdziemy ją – usłyszała ciepły głos tuż za sobą. – Obiecuję.
James podszedł do niej od tyłu i delikatnie zarzucił bluzę na jej ramiona. Zadrżała lekko, jednak widział jak nieznacznie uśmiechnęła się.
- Chodź Lily, stojąc tutaj niewiele zrobimy – powiedział cicho i złapał ją za rękę. Evans spojrzała w jego ciepłe orzechowe oczy i pozwoliła, by wyprowadził ją z wieży.
~*~
Syriusz ze złością wędrował w zupełnym mroku. U boku miał Lisę i teraz żałował, że to właśnie z nią musiał szukać Lary. Był na nią wściekły i nie chodziło o jej ciągłe narzekanie czy krzyk, gdy tylko zdecydował się zapalić światło. Był na nią zły z innego powodu, choć sam nie wiedział dlaczego. Właśnie potknął się trzeci raz z rzędu, gdy zniecierpliwiona Lisa zapaliła światło.
- Zadowolony? – warknęła w stronę klnącego Blacka. Ten jedynie rzucił jej ostre spojrzenie i sam wyczarował światło.
Podążali w milczeniu. Oboje czuli, że wspólna wyprawa z pewnością nie była dobrym pomysłem.
- Jak nas tutaj ktoś przyłapie to będzie twoja wina – syknęła Lisa i zgasiła swoje światło.
Syriusz nawet nie zareagował na słowa dziewczyny. Skręcił jedynie w korytarz prowadzący w stronę pokoju wspólnego ślizgonów i przyśpieszył tak, że Lisa nie mogła za nim nadążyć.
W duchu przeklinał Petera, który dzień wcześniej zapodział gdzieś mapę Huncwotów i teraz musieli sami uważać, by ktoś ich nie przyłapał.
- Ej! Zaczekaj! – zawołała Lisa i biegiem dogoniła chłopaka. Ze złością spojrzała na huncwota i warknęła – może ciebie Lara nie obchodzi, ale mnie tak i jeżeli nadal masz zamiar robić mi łaskę to lepiej wracaj do dormitorium.
Syriusz zatrzymał się i z furią obrócił się tak, że jego twarz znalazła się zaledwie kilka centymetrów od twarzy Lisy.
- Od kiedy tak cię Lara interesuje? – warknął. – Kiedy to zaczęłaś się martwić o to, że zniknęła? Cały dzień spędziłaś na kanapie i wtedy jakoś nie myślałaś o niej, prawda? – wysyczał z taką złością, że Lisa cofnęła się o krok.
Już miała mu coś odpowiedzieć, gdy nagle w ciemności zauważyli jakiś ruch. Black szybko zgasił światło i wciągnął Lisę we wnękę, nasłuchując zbliżających się kroków.
~*~
Remus i Mandy wyszli na zalane blaskiem księżyca błonia. Chłopak odetchnął świeżym powietrzem i rozejrzał się dookoła. Ciemność kłębiła się niczym gęsta mgła, rozjaśniana jedynie bladym światłem księżyca. Nie mogli bowiem zapalić różdżek na wypadek gdyby ktoś jeszcze nie spał i postanowił wyjrzeć przez okno.
- Może sprawdzimy najpierw przy chatce Hagrida? – zaproponował Remus.
- Ja to bym chętnie poszła do Zakazanego Lasu – westchnęła tęsknie Mandy, patrząc z rozkoszą na ciemne sylwetki drzew.
Remus skrzywił się nieznacznie i podążył w stronę domu gajowego. Zawsze wiedział, że Mandy jest dziwna, jednak nigdy nie bywał z nią sam na sam. Teraz gdy na nią patrzył wcale nie dziwił się, że złośliwi wołają na nią Wariatka. Kto normalny o tej porze ma ochotę samemu zwiedzać Zakazany Las?
Po chwili dotarli do chatki gajowego. Jednak Lary nie było tam. Nie było jej również na boisku quidditcha, w szatni zawodników, przy bijącej wierzbie ani na brzegu jeziora. Dziedziniec też był opustoszały, co nie poprawiło im humoru. Po długim i męczącym szukaniu musieli przyznać, że dziewczyny wcale nie ma na błoniach. Po cichu weszli do zamku i zamknęli za sobą drzwi. Już mieli wejść po schodach, gdy usłyszeli cichy odgłos stóp. Na krótką chwilę zamarli, mając nadzieję że zaraz zobaczą Lily i Jamesa, jednak gdy ich uszu dobiegł chrapliwy oddech natychmiast rzucili się w stronę lochów, by uniknąć spotkania ze złośliwym woźnym.
Biegli szybko, nie zważając na hałas który robią. Doskonale słyszeli kuśtykającego za nimi woźnego i czym prędzej wbiegli w korytarz prowadzący w stronę pokoju wspólnego ślizgonów. W oddali dostrzegli jak tuż przed nimi gaśnie światło i ktoś natychmiast umyka. Szybko dotarli do miejsca gdzie jeszcze przed chwilą ktoś stał i rozejrzeli się. Jedyną odpowiednią kryjówką wydała im się niewielka wnęka w ścianie i natychmiast wcisnęli się w nią.
- Ała – usłyszeli cichy syk, a Remus natychmiast odskoczył. – Moja stopa – wyjęczał damski głos.
- Lisa? – wyszeptała Mandy. – To wy?
- Och Mandy! Nareszcie ktoś normalny! – wykrzyknęła z radością Lisa.
- Cicho – syknął Remus, zakrywając Lisie usta. – Woźny za nami biegł.
- Woźny? – warknął Syriusz. – I przyprowadziliście go tutaj?
- Nie mieliśmy wyboru – jęknął Remus, próbując dostrzec coś w mroku. – Ale jeżeli tutaj zostaniemy to czeka nas szlaban.
Syriusz natychmiast pociągnął przyjaciół za ręce i pobiegł w stronę przeciwległej ściany. Wyciągnął różdżkę i zaczął stukać nią w poszczególne kamienie. Po chwili ściana rozsunęła się, ukazując tajne przejście. Reszta natychmiast rzuciła się do środka i gdy tylko ściana za nimi zasklepiła się, zamarli z przerażenia.
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Tak świetnie mi się czytało. Jesteś najlepsza. Z niecierpliwością czekam na next ^^
OdpowiedzUsuńP.S. Czy mogłabyś zadedykować mi rozdział? Wiem, że to głupie pytanie...
Pozdrawiam ^^
Oczywiście, że bym mogła ;)
UsuńEJ! Jak możesz przerywać w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńNormalnie nie wytrzymm czekająć na kolejny rozdział! :D
Dodaj szybko! :3 Jak najszybciej możesz! <3
http://pottermore-after-all-this-time-always.blogspot.com/
http://potterhead-after-all-this-time-always.blogspot.com/
P.S. U mnie nowy rozdział ^^ Także jeśli masz czas i ochotę, to zapraszam: http://pottermore-after-all-this-time-always.blogspot.com/ c:
UsuńMyślę, że kolejny rozdział pojawi się około 10 września.
UsuńNa pewno wejdę i przeczytam ;)
Chciałam cię poinformować, że na moim blogu pojawił się już nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę miłego czytania ^^
potterhead-after-all-this-time-always.blogspot.com