"Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie."
- Wisława Szymborska
Powolnym krokiem przemierzała ulice Londynu. Potrzebowała dużo czasu, by dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach. Teraz wakacje powoli dobiegały końca. Pamiętała, jak jeszcze rok temu ekscytowała się wyjazdem do Ad Fontes. Uśmiechnęła się smutno i westchnęła cicho, gdy oczyma wyobraźni ujrzała niewielki zamek z białego kamienia otoczonego złotą bramą. Pamiętała każdy detal, ogromne marmurowe schody prowadzące na dziedziniec, piękne srebrne zbroje pilnujące wejścia, cudowne złote poręcze, długie błękitne zasłony w każdym oknie, miękkie dywany, ogromną figurę Białej Damy, która była symbolem Ad Fontes, eleganckie, obite perkale fotele czy pozłacane półki biblioteki. Wszystko to sprawiało, że tak bardzo kochała tą szkołę. Te małe, na pozór nic nieznaczące drobiazgi miały dla niej niezwykłą wartość sentymentalną. I mimo, że starała się o tym nie myśleć to nadal widziała, jak te piękne mury giną w przepaści, by już nigdy więcej nie ujrzeć światła dziennego.
Jednak zamek to tylko budynek. Teraz już nic z niego nie pozostało, ani śladu po tym, że kiedykolwiek w ogóle istniał. Można się z tym pogodzić. Jednak jak zatrzeć pamięć tylu poległych w tej bitwie? Jak żyć ze świadomością, że nigdy więcej już ich nie zobaczy? Tam były dzieci, takie niewinne i bezbronne, prawie żadne nie przeżyło. Jak można nad czymś takim przejść do porządku dziennego? Miała ochotę unieść ręce i krzyczeć do tego kogoś, tam wysoko w niebie. Dlaczego pozwala się na takie barbarzyństwo, gdy ludzkie istnienie jest tak niezwykle kruche i delikatne, tak cenne…
Nadal miała w głowie jeden z wielu artykułów z Proroka Codziennego, gdzie dyrektor Ad Fontes, Ignacy Arkady Hughes, oskarżony został o przedkładanie spraw szkoły ponad dobro uczniów, a profesor Melinda Harvay uznana została za winną zbezczeszczenia zwłok niewinnych dzieci i pozbawienia rodziców możliwości ich pochowania. Ponadto uznano, że zarówno szkoła, jak i uczniowie dostali po części to, co im się należało, a to tylko dlatego, że odizolowali się oni od innych szkół i nauczali tylko tych, którzy pochodzili z czystomagicznych rodzin.
Pod spodem natomiast umieszczono zdjęcia siedemnastu uczniów, którym udało się przeżyć. Siedemnastu z siedemdziesięciu… Przynajmniej ta ostatnia informacja zdawała się być prawdziwa.
Wciąż zastanawiała się, ile jeszcze Prorok będzie sobie używał na ich tragedii. To co wypisywali to kompletna bzdura. Ciekawa też była, ilu ludzi jeszcze w to uwierzy i jak zareagują na ich pobyt w Hogwarcie.
Niespełna miesiąc temu, gdy zdawało się, że sprawa nieco ucichła, jej dom odwiedził sam Albus Dumbledore, proponując miejsce w swojej szkole, Hogwarcie. Oczywiście zgodziła się, wiedziała, że dostaje od losu drugą szansę. Żadna szkoła po tym co wypisywano w gazetach z pewnością nie przyjęłaby nikogo z Ad Fontes. I gdy już naprawdę myślała, że choć na chwilę o nich zapomniano, temat na nowo powrócił, by z jeszcze większą siłą w nich uderzyć. Może gdyby przy władzy byli inni ludzie, a media nie myślały tylko o tym jak szybko zarobić, oddano by należyty honor i cześć poległym podczas walki. Teraz to nie profesor Hughes, ani też nie profesor Harvay, a gazety zbezcześciły pamięć tych pięćdziesięciu uczniów, którzy oddali życie w imię wyższego dobra.
Gdy tak rozmyślała nawet nie zauważyła kiedy dotarła do Dziurawego Kotła. Spojrzała na obskurny lokal i przeszedł jej dreszcz po plecach, nie często bywała w takich miejscach. Niechętnie weszła do środka, rozglądając się dookoła. Nikt nawet nie zwrócił na nią uwagi, co przyjęła z ulgą. Pomieszczenie było niezwykle pojemne. Wszędzie znajdowały się drewniane kwadratowe stoły, a przy każdym co najmniej cztery drewniane krzesła. Po prawej stronie wznosiły się drewniane schody, a na ścianach wisiały okrągłe lampy, rzucające blade światło na cały lokal. Tuż naprzeciwko wejścia zauważyła bar, szybkim krokiem podeszła w tamtą stronę, by zapytać o wejście na Pokątną. Zaledwie podeszła do lady barman wskazał drzwi tuż za sobą, gdzie bezustannie wchodzili i wychodzili różni czarodzieje. Podziękowała cicho i ruszyła do drzwi. Ktoś przed nią zastukał kolejno w kilka cegieł, a wejście samo się utworzyło. Czym prędzej ruszyła za tłumem czarodziejów, nie chcąc przegapić jedynej możliwej drogi na Pokątną.
Magia tego miejsca faktycznie nie była przesadzona. Tu aż roiło się od niezwykłych rzeczy. Wszędzie było pełno ludzi. Od dorosłych poważnie wyglądających, po wesołych i szczęśliwych uczniów Hogwartu.
Pierwszym sklepem jaki odwiedziła był ten z szatami. Potrzebowała nowych szat, ponieważ w Ad Fontes wszyscy ubierali się na biało. Tutaj w Hogwarcie potrzebowała czarnych ubrań. Postanowiła tę część zakupów wykonać, jak najszybciej. Nie lubiła całego tego mierzenia i nakłuwania igłami. Na szczęście ruch u Madame Malkin nie był zbyt wielki, co powitała z ulgą. Przymiarka okazała się zadziwiająco szybka i nim się spostrzegła szła już po nowe podręczniki. Zerknęła na swój wykaz, marszcząc czoło. Miała zaledwie siedem przedmiotów, te które potrzebne jej były, by w przyszłości zdobyć wymarzone wykształcenie. W Hogwarcie bowiem po końcowych egzaminach w piątej klasie, każdy z uczniów miał obowiązek wybrać sobie te przedmioty z którymi wiąże przyszłość.
Gdy weszła do sklepu, powitał ją zapach starego pergaminu, który tak uwielbiała. Mocniej odetchnęła cudownym zapachem i podeszła do lady, podając sprzedawcy wykaz.
- Zaklęcia, Eliksiry, Transmutacja, Historia Magii… - mruczał pod nosem sklepikarz, biegając między półkami. – Co my tu jeszcze mamy… Ach tak Obrona przed Czarną Magią, Zielarstwo i Starożytne Runy…
W tym momencie mały dzwoneczek przy drzwiach zadzwonił i do sklepu weszła jakaś dziewczyna. Spojrzała na nią zielonymi oczami i uśmiechnęła się przyjaźnie. Miała bardzo ładny uśmiech, w ogóle była bardzo ładna. Miała nie więcej niż 160 centymetrów wzrostu, długie rude włosy, przyjazne szmaragdowe spojrzenie i kilka piegów na drobnym nosku.
- Ach Lily, to znowu ty? – zapytał sprzedawca, uśmiechając się pogodnie.
- Tak, zapomniał mi pan sprzedać podręcznika do Eliksirów. - Dziewczyna nie wydawała się zła, wręcz przeciwnie, miała świetnych humor.
Podczas gdy sklepikarz poszedł szukać podręczników, Lily zagadnęła.
- Też szósty rok? – zapytała, spoglądając na książki spoczywające na ladzie.
- Tak – odparła z uśmiechem Lara. Lily wydawała jej się naprawdę miłą osobą, dlatego tym bardziej ucieszyła się, że są w tym samym wieku.
- Z jakiego jesteś domu? Nie mogę sobie przypomnieć, żebym cię już wcześniej widziała.
Rudowłosa przyglądała się uważnie koleżance, próbując przypomnieć sobie jej twarz.
- To mój pierwszy rok w Hogwarcie, jestem z Ad Fontes. Pewnie słyszałaś.
Lily zrobiła zakłopotaną minę. Zdawało się, że nie wie, jak ma się zachować. Próbowała się uśmiechnąć, lecz nie bardzo jej to wyszło.
- W porządku – zaśmiała się sztucznie Lara. – Wy, uczniowie z Hogwartu nie musicie lubić nas, z Ad Fontes – mruknęła i odetchnęła z ulgą, gdy sklepikarz przyniósł resztę jej książek. Zapłaciła za wszystko, po czym grzecznie podziękowała i wyszła ze sklepu. A już miała nadzieję, że poznała kogoś miłego z Hogwartu, ale jak zwykle coś musiało pójść nie tak.
Szybkim krokiem oddaliła się od sklepu, chcąc jak najprędzej zrobić zakupy i wydostać się z tej ulicy. Już miała ruszyć w stronę sklepu ze zwierzętami, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciła się zdziwiona i ujrzała przed sobą Lily. Dziewczyna ciężko oddychała, próbując złapać oddech. Widocznie biegła za nią przez całą tą drogę od sklepu.
- Przepraszam – powiedziała, gdy już odzyskała oddech – nie chciałam byś źle odebrała moje zachowanie, po prostu czytałam, co przeszliście, jak wielu waszych przyjaciół poległo w walce i nie wiedziałam, co mam powiedzieć, by cię nie urazić.
- Wystarczyło cokolwiek.
- Naprawdę bardzo mi przykro, jeszcze raz przepraszam.
Lara spojrzała w zielone oczy Lily i dostrzegła w nich jedynie troskę, zakłopotanie i wyraz wielkiej skruchy, co sprawiło że złość od razu jej przeszła.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęła delikatnie. – To chyba normalna reakcja.
Lily odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się radośnie.
- Może masz ochotę na lody? Tu niedaleko jest świetnia lodziarnia. Mogłybyśmy usiąść i trochę porozmawiać – zaproponowała.
- Czemu nie, opowiesz mi trochę o Hogwarcie, bo z książek i tak niewiele się dowiedziałam – zaśmiała się i razem z nową koleżanką ruszyła w stronę lodziarni.
Lily zdawała się być niezwykle pogodną osobą. Z zapałem opowiadała o zamku, nauczycielach i znajomych. Lara właśnie słuchała, jak jeden z chłopców na jej roku podpalił sobie szatę, gdy dostrzegła dwóch przechodzących czarodziei. Mogli być mniej więcej w ich wieku. Wysocy, przystojni, dobrze zbudowani. Jednak nie to przykuło jej uwagę, to natarczywe spojrzenie jednego z nich dało jej do myślenia.
- Lily… - przerwała jej, wskazując głową w stronę oddalających się chłopców – znasz ich?
Panna Evans wytężyła wzrok i bez entuzjazmu pokiwała głową.
- Tak to James i Syriusz. Są w Gryffindorze na tym samym roku.
- Jeden z nich jakoś dziwnie na nas zerkał – mruknęła Lara.
- Bardzo możliwe. James ciągle robi sobie głupie żarty, zwykle pyta na całą szkołę czy się z nim umówię, choć czasem podejmuje nieco bardziej radykalne środki.
Lara przyjrzała jej się uważnie. Zdawała się być zmęczona zachowaniem chłopaka, dokładnie tak jakby z dnia na dzień zniechęcał ją do siebie coraz bardziej.
- W takim razie może powinnaś się z nim umówić? – zaproponowała ostrożnie. Nie znała zbyt dobrze Evans, więc nie wiedziała czym to się może skończyć.
- Lara… – westchnęła Lily – nie znasz go. To są tylko głupie żarty, których naprawdę mam już dość. To nie tak, że nie chodzę na randki, nie spotykam się z innymi. Bo robię to tak samo często, jak inne dziewczyny. Chodzi tylko o to, że ja nie potrafię z nim rozmawiać. Względem mnie jest taki… dziecinny. Tylko zabawa mu w głowie, nic go nie obchodzi, zupełnie tak jakby nie miał do niczego szacunku.
Lara przez chwilę zastanawiała się nad słowami Lily. Miała w głowie już gotową odpowiedź, lecz starała się ją dobrze ubrać w słowa. Tak, by Lily źle jej nie zrozumiała.
- A nie pomyślałaś, że to może strach przed nieznanym każe mu cię podrywać w tak prymitywny sposób? – uniosła brwi ku górze. - Poza tym spójrz na to z drugiej strony. Teraz jest czas nauki i zdobywania wiedzy, ale są to również nasze najpiękniejsze lata życia. Lepiej żeby wyszalał się teraz, gdy jeszcze nie bierze za siebie odpowiedzialności, bo potem pozostanie mu jedynie dom, rodzina i praca, a to naprawdę olbrzymi obowiązek. Myślę, że ty też jesteś w stanie to zrozumieć, bo kiedy ma się bawić, jak właśnie nie teraz?
Słowa Lary odniosły olbrzymi skutek. Lily zamyśliła się, zastawiając się nad tym co usłyszała. Być może Lara ma rację. Może to ona nie dostrzega pewnych oczywistych prawd, które James już dawno odkrył. Być może to ona jest w błędzie, a nie on… Jednak czując narastającą panikę, że to ona może być wszystkiemu winna, szybko odepchnęła od siebie tę myśl.
- Lepiej zmieńmy temat. Mam już dosyć Jamesa w szkole, nie potrzebuję go też tutaj – zaśmiała się sztucznie.
Lara nic nie powiedział lecz już na samym początku znajomości zauważyła, że Lily się zwyczajnie boi. Pytanie tylko, czego?
Zaczęłam czytać trochę zakładkę "Historia Hogwartu", ale przerwałąm na samym początku, żeby nie robić sobie spoilerów.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Bardzo fajny. Cieszę się, że opisujesz uczucia i przeżycia wewnętrzne bohaterów, bo dzięki temu urzeczywistnia się postacie, a także rozdział czyta się o wiele lepiej.
Na plus można zaliczyć to, że nie odchodzisz od historii, nie psujesz jej, tylko dokładasz alternatywną opowieść. Nie narusza ona kanonu i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa!
Cóż, nadal nie mogę polubić głównej postaci, ale mam nadzieję, że okaże się trochę bardziej zadziorna i przekonam się do niej.
Pozdrawiam ;)
Ten blog jest wspaniały... Tak świetnie mi się go czyta :) Zaraz przejdę do kolejnego rozdziału. Już nie mogę się doczekać, co będzie dalej ^^
OdpowiedzUsuńBOSKI <3
OdpowiedzUsuńPO PROSTU BOSKI :3
Piszesz świetnie! :D
Twoje opowiadanie jest wciągające ^^
Dodaję bloga do obserwowayncyh ^^
http://pottermore-after-all-this-time-always.blogspot.com/