wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział III Dzień pierwszy

"Kto nie przeszedł przez szkołę bólu,
 jest jak analfabeta przed księgą życia." 
- Zenta Maurina Raudive

Lara odsłoniła kotary swego łóżka i włożyła stopy w błękitne kapcie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dostrzegła, że wszystkie dziewczyny siedzą w pidżamach na łóżkach. Wszystkie z wyjątkiem Mary.

- Dlaczego mnie nie obudziłyście? – powiedziała, nie mogąc powstrzymać się od ziewnięcia.

Lisa prychnęła jak rozjuszona kotka. - I tak nieprędko skorzystasz z łazienki, więc stwierdziłyśmy, że damy ci jeszcze pospać.

- Nie skorzystam? – mruknęła nieprzytomnie, patrząc w stronę łazienki. – Dlaczego?

Lily zacmokała nerwowo. 

- Halo! Lara obudź się – zaśmiała się ruda i usiadła na jej łóżku. – Mary kąpie się już ponad godzinę. 

Jeszcze trochę i my nie zdążymy się uszykować.

Lara przetarła zmęczoną twarz i spojrzała na Lisę - i ty niby siedzisz tu grzecznie od godziny i nic nie robisz? – mruknęła z niedowierzaniem.

- Obudziłam się parę minut przed tobą. Ale możesz być pewna, że nie mam najmniejszego zamiaru siedzieć i czekać, aż królewna sama wyjdzie.

Lisa wzięła różdżkę z szafki nocnej i podeszła do drzwi. Bezceremonialnie zamachnęła się, a łazienka stanęła otworem.

Głośny krzyk wypełnił całe dormitorium. Mary stała na środku toalety owinięta jedynie w ręcznik. Mokre włosy przykleiły jej się do twarzy, wilgotnej od pary wodnej.

- Zamknij się – warknęła Lisa i weszła do łazienki. – Wyjdziesz po dobroci czy mam cię wyciągnąć stąd za kłaki? – powiedziała pogodnie, jakby właśnie proponowała herbatkę.

- Nie ośmielisz się – wycedziła przez zaciśnięte zęby Mary, jednak widząc ostre spojrzenie  Lisy powoli  ruszyła do wyjścia. Ze złością podeszła do kufra i wyjęła szkolny mundurek. Złapała uszykowane buty i wyszła z dormitorium.

- Gdzie ona…?

- Do dziewczyn z siódmej klasy – odparła monotonnie Mandy. – One wszystkie nie śpią już od dwóch godzin, żeby zdążyć się uszykować.

- Nawet nie skomentuję… - mruknęła Lara. – Lisa wyłaź! Mamy pół godziny do śniadania.

~*~

Biegiem rzuciły się do drzwi. Szybko pokonały schody i wpadły do Pokoju Wspólnego. Pozostało im zaledwie pół godziny śniadania, gdy zbiegały po ruszających się schodach.

- Kto wam to wymyślił – warknęła Lisa, gdy cudem zdążyła zeskoczyć z ostatniego stopnia.

- Nie wiem, ale musiał mieć naprawdę ogromne poczucie humor – wydyszała Lily i pobiegła dalej.

Były tylko we trzy. Mary poszła na śniadanie ze starszymi koleżankami, a Mandy zdążyła uszykować się przed nimi i z pewnością kończyła już posiłek. Gdy wreszcie dotarły do Wielkiej Sali były tak zdyszane, że ledwie mogły złapać oddech.

- No dobra, wchodzimy – zarządziła Lily i przekroczyła próg.

Większość miejsc była już pustych, tylko nieliczni pozostali, by dokończyć śniadanie. Dziewczyny usiadły w tym samym miejscu co wczoraj i szybko zaczęły nakładać sobie wszystkiego co miały pod ręką.

- To się nazywa wilczy apetyt.

Dziewczyny uniosły głowy, spoglądając na siedzących naprzeciw chłopaków. Lily jęknęła z pełnymi ustami, gdy dostrzegła Jamesa. Oni też dopiero co dotarli na śniadanie.

- Spokojnie Evans, jajecznica nie zając. Nie ucieknie – zaśmiał się jeden z nich.

Lily przełknęła to co miała w ustach i rzuciła mu ostre spojrzenie - spadaj Black. Nie potrzebuję do szczęścia twoich głupich komentarzy.

- O jak niemiła – mruknął ironicznie. – Czyżby zły dzień?

Lily już miała mu się odciąć, gdy do ich stołu podeszła profesor McGonagall. Rozdała im arkusze z planem lekcji i życząc miłego dnia, oddaliła się.

- Czemu mam wrażenie, że to „miłego dnia” zabrzmiało nieco sarkastycznie? – zapytał siedzący naprzeciw Lary, blondyn.

- Spójrz na plan – mruknęła Lisa. – Jak dla mnie to zdecydowanie nie będzie miły dzień – westchnęła zrezygnowana.

Chłopak jednak zamiast zerknąć na plan spojrzał na dziewczynę. Zdawało się, że jego wzrok prześwietla ją na wskroś. Uśmiechnął się ciepło.

- Zdaje się, że my się nie znamy. Jestem Remus – przedstawił się.

- Lisa – odparła i odwzajemniła uśmiech, po czym spojrzała wyczekująco na resztę.

- Syriusz, James i Peter – odezwała się bez entuzjazmu Lily, wymieniając kolejno, jeszcze nim chłopcy zdążyli otworzyć usta. – Z pewnością zapamiętasz.

Chłopcy tylko wyszczerzyli zęby w uśmiechu, a Lara zerwała się z krzesła.

- Co masz pierwsze? – zapytała Lily.

- Wszyscy mamy Obronę przed Czarną Magią – wykrzyknęła Lisa, zerkając na plany pozostałych. – I jeżeli życie wam miłe to lepiej się pośpieszcie. Abrams nie będzie na nas czekał.

~*~

Obrona przed Czarną Magią odbywała się na trzecim piętrze. Ledwie zdążyli wejść do klasy przed nauczycielem. Lara i Lily zajęły przedostatnią ławkę, a tuż za nimi usiedli James i Syriusz. Lisa i Remus musieli zająć pierwszą ławkę pod ścianą.

- Gdzie jest Peter? – wyszeptała Lara do Lily, rozglądając się dookoła.

- Najwidoczniej nie chodzi na ten przedmiot.

- Ale Lisa…

- Pewnie źle spojrzała – wyszeptała Evans, kończąc rozmowę.

Lara wzruszyła ramionami i wyciągnęła z torby opasły podręcznik. Odłożyła go na ławkę i wpatrzyła się w nauczyciela. Już sam jego widok był przerażający.

- Witam, nazywam się profesor Abrams i w tym roku będę nauczał was Obrony przed Czarną Magią. Skoro jesteście tu dziś ze mną to musi to oznaczać, że wszyscy zaliczyliście egzaminy na Wybitny z tego przedmiotu.

Lara rozejrzała się dookoła. Tą lekcje mieli z puchonami. Oprócz ich szóstki, Mandy i Mary w klasie było jeszcze dziewięcioro puchonów.

- W takim razie może zrobimy szybkie przypomnienie – kontynuował profesor Abrams, a Lara poczuła, jak robi jej się gorąco. To był jego ulubiony sposób dręczenia uczniów. Lisa z daleka bezgłośnie szeptała - zaczyna się - a klasa poruszyła się nieswojo.

Nauczyciel wprowadzał atmosferę zdenerwowania i strachu. Samą swą postawą wzbudzał lęk.

- Panna Taylor. Po czym poznamy wilkołaka?

Mary przełknęła głośniej ślinę i wydukała.

- No ma futro i pazury i…

- Och doskonale! – wykrzyknął ironicznie nauczyciel. – Wilkołak ma futro i pazury! Odpowiedź godna pierwszoklasisty – wycedził. – Gryffindor traci pięć punktów.

- Pan Lupin. To samo pytanie. - Remus nagle pobladł, dłonie zacisnął w pięści, jednak odpowiedział gładko - człowiek raz ugryziony przez wilkołaka, co miesiąc przy pełni księżyca zamienia się w potwora. Kilka dni przed przemianą występuje silna gorączka, osłabienie organizmu oraz silne bóle. W czasie przemiany człowiek traci kontrolę nad własnym ciałem. Zabija wszystko, co stanie mu na drodze.

- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru.

- Pan Carter. Jak można pokonać bogina?

- Zaklęciem Riddikulus. Trzeba wyobrazić sobie jakąś zabawną sytuację i wybuchnąć śmiechem. To śmiech zabija bogina.

- Doskonale. Pięć punktów dla Hufflepuff.

- Panno White. Jak pokonać dementora?

Lara jęknęła cicho. Zawsze zadawał jej to samo pytanie i zawsze słyszała jego krzyk - za mało!

- Najskuteczniejszą ochroną przed dementorem jest zaklęcie patronusa. Trzeba całą siłą woli skupić się na najszczęśliwszym wspomnieniu, jakie się pamięta i wypowiedzieć zaklęcie. Patronus każdego człowieka jest inny, to zależy od cech jego charakteru oraz tego z czym się utożsamia.

- Za mało White! Znowu za mało! Czy nic przez te pięć lat się nie nauczyłaś?! – krzyknął. – Czym można pokonać dementora, ktoś wie?

W klasie zaległa cisza, nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie. I każdy modlił się, by go ominięto, by to nie on musiał zostać poniżonym przed całą klasą. Lara z trudem próbowała przypomnieć sobie coś o dementorach, jednak nie znała silniejszego zaklęcia niż to. Dementora przecież nie da się pokonać. Można go tylko zmusić do ucieczki, lecz nie pokonać…  O czym zapomniała? Zamknęła oczy, próbując sobie coś przypomnieć i nagle ją olśniło. - Już wiem! Dementor to istota niezniszczalna. Nie ma zaklęcia, które pozwoliłoby unicestwić dementora. Możemy go co najwyżej zmusić do ucieczki. Dlatego właśnie nie można go pokonać. To jest odpowiedź!

Profesor spojrzał na nią uważnie. Nie spodziewał się, by w końcu na to wpadła.- Potrzebowałaś pięciu lat, by się tego nauczyć – powiedział cicho. – Niemniej jednak odpowiedź jest poprawna. Dementora nie można unicestwić. Pięć punktów dla Gryffindoru.

- Panno Adams, co wiesz o czerwonych kapturkach?

~*~

Niemal całą lekcję poświęcili na powtarzanie materiału z pięciu lat nauki. Gdy zajęcia dobiegły końca wszyscy zgodnie musieli przyznać, że z ulgą opuszczają salę.

Lara spojrzała na swój plan i jęknęła. Dwie godziny w lochach z pewnością nie napawały ją szczęściem.

- Co masz teraz? – zapytała Evans.

- To co ty – odparła i uśmiechnęła się.

Razem zeszły do lochów i jako ostatnie weszły do klasy.

- Ach Lily! – usłyszały od progu, a Evans uśmiechnęła się w stronę wołającego ją nauczyciela. – Nie nie! Nie uciekaj tak daleko, chodź tu bliżej – zaśmiał się, wskazując na drugą ławkę, tuż za Huncwotami. – Pana Pottera, Blacka i Lupina już też zdążyłem zatrzymać.

Lily spojrzała na Larę i pociągnęła ją w stronę stolika. Siedząca z tyłu Lisa natychmiast dołączyła do koleżanek, siadając obok Lary.

- Ach świetnie, świetnie! – zadowolony nauczyciel potoczył radosnym wzrokiem po sali. Był to niski mężczyzna, o małych jasnych oczach i dwóch podbródkach. Lara spostrzegła że miejscami na jego głowie brakowało siwiejących już włosów, a gdy się poruszał, odnosiło się wrażenie iż najpierw idzie jego brzuch, a tuż za nim dopiero cała reszta. Ubrany był w zieloną szatę zdobioną złotymi akcentami.

- Widzę wśród nas wiele nowych twarzy. To dobrze, dobrze. Bardzo dobrze – klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko. – Na początek uwarzymy coś co sprawdzi wasze umiejętności. Eliksir upojenia. Potrzebne składniki znajdziecie w szufladzie z tyłu klasy, a instrukcję przyrządzenia na stronie 114. W takim razie do roboty!

Lara natychmiast otworzyła podręcznik na wyznaczonej stronie i rozwarła szeroko usta, widząc że instrukcja zajmuje aż dwie strony. Po chwili usłyszała cichy jęk Lisy, gdy ta też otworzyła książkę. Jedynie Lily zdawała się zadowolona i już rozpalała ogień pod kociołkiem.
Lara jedynie westchnęła głośno i sama zabrała się do roboty.

~*~

Po godzinie pracy nauczyciel zaczął przechadzać się po klasie i spoglądać w kociołki uczniów. Najpierw zatrzymał się przy ławce Huncwotów. Nad kociołkiem Remusa jedynie pokiwał głową, pracy Syriusza nie skomentował, natomiast Jamesa ominął szerokim łukiem, gdyż znad jego kociołka unosił się odór zgniłych jaj. Dalej zręcznie lawirował wśród uczniów, jednych chwaląc, innych omijając. Nad kociołkiem Lily zatrzymał się chwilę dłużej, każąc brać z niej przykład, to samo zrobił w stosunku do czarnowłosego chłopaka o imieniu Severus. Kociołek Lary zwyczajnie ominął, a zatrzymał się tuż przy Lisie. Uniósł wyżej brwi, gdy spostrzegł na dnie naczynia zwęglone składniki.

- A gdzie woda panno Loren?

Lisa spojrzała do kociołka i uderzyła się w głowę, doznając olśnienia.

- Wiedziałam że o czymś zapomniałam!

Klasa spojrzała na nią z niedowierzaniem. Jak można było zapomnieć wlać wody? Kilkoro uczniów zaśmiało się szyderczo, a Lisa powiodła zdezorientowanym wzrokiem po sali.

- No co? Każdemu się zdarza…

Lara pokręciła jedynie głową i wróciła do pracy. Żeby zdążyć na czas musiała wykonać jeszcze cztery punkty. Spojrzała do naczynia Lily i zmarszczyła brwi. Wywar Lily miał odcień brudnego różu, tak samo jak eliksir Snape’a. Jej natomiast bardziej przypominał krew. Szybko rzuciła okiem jeszcze raz od początku na instrukcję, analizując ją krok po kroku. Jednak nadal wszystko się zgadzało. Wzruszyła ramionami i wróciła do pracy.

- No dobrze moi drodzy, czas minął! Proszę odsunąć się od stolików.

Lily natychmiast odsunęła się od ławki, z zadowoleniem spoglądając na swój eliksir o barwie jasno różowej. Lara ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się swojej miksturze. Miała odcień koralowy, zupełnie inny niż eliksir Lily. Wiedząc, że już niewiele zdziała odsunęła się od stolika i w skupieniu czekała.

Profesor właśnie podszedł do pierwszej ławki i zaczął oceniać eliksiry.

- Panie Lupin bardzo dobrze, Powyżej Oczekiwań. Pan Black… Tak, tak. Zadowalający i pan Potter. Myślę, że może nam pan oszczędzić wdychania tych… oparów. Niestety Troll.

Klasa zaśmiała się cicho, a James podrapał się po głowie.

- Naprawdę jest aż tak źle?

Profesor uniósł brwi i zażenowany stwierdził. - Panie Potter, to coś w pana kociołku jest gęste, zielone i właśnie próbuje wydostać się na zewnątrz. Czy naprawdę uważa pan, że ktoś mógłby to przełknąć?

Klasa wzdrygnęła się ze wstrętem, a nauczyciel pokiwał smutno głową. - Tak właśnie myślałem.

Większość osób dostało Zadowalający bądź Powyżej Oczekiwań, zwłaszcza ślizgoni traktowani był ulgowo.

Jako ostatnia została oceniona ich ławka. Zdawało się, że nauczyciel specjalnie zostawił sobie Lily na sam koniec, by móc ją pochwalić.

- Cudownie panno Evans! Świetnie! I jeszcze ten subtelny zapach mięty… - rozpływał się Slughorn nad umiejętnościami Lily. – Wybitny.

Lily uśmiechnęła się radośnie i z dumą spojrzała na swój eliksir.

Profesor przesunął się dalej i zerknął do kociołka Lary lecz nic nie powiedział. Przeszedł natomiast do naczynia Lisy i spojrzał na nią z żałością. - Panno Loren cóż to pływa na samym środku?

Lisa zerknęła do kociołka i zakłopotana podrapała się po głowie.- Eee… To chyba kawałek korzenia mandragory – mruknęła niepewnie.

- Doprawdy? – mruknął cicho. – W takim razie dlaczego to ma dwoje oczu i właśnie na mnie patrzy?

Lily i Lara zachichotały, a Lisa rzuciła im mordercze spojrzenie.

- Może ożyło? – zapytała głupio.

- Z pewnością – odparł pobłażliwie profesor. – Niestety panno Loren, Troll.

Dziewczyna jęknęła, a Slughorn obdarował ją pobłażliwym uśmiechem.

Jednak Lara nie zwracała już uwagi na Lisę. Teraz nareszcie przyszła kolej na nią. Nie wiedziała dlaczego nauczyciel ominął właśnie jej wywar, lecz musiał mieć ku temu jakiś powód.
Slughorn uważnie przyjrzał się zawartości jej kociołka i przemieszał w nim różdżką.

- Hmm… To bardzo ciekawe panno White. Jaką ocenę otrzymała pani na egzaminie?

- Wybitny.

- Tak. Tak myślałem. Czy zdaje sobie pani sprawę, co pani uwarzyła?

Lara przyjrzała się eliksirowi i pokręciła głową.

- Z jakiej strony korzystała pani w podręczniku?

- Sto czter…dzieści – dokończyła cicho, zerkając na otwartą księgę przed sobą.

Jęknęła cicho, gdy zdała sobie sprawę z własnego błędu. Tak była zaabsorbowana krojeniem na równe części swego korzenia mandragory, że nie zauważyła gdy kilka stron, pod wpływem podmuchu ciepła, przewróciło się w przód.

- Proszę wszystkich o zbliżenie się.

Uczniowie podeszli do ławki Lary, tłocząc się wokół kociołka.

- Czy ktoś wie co to za eliksir?

- To eliksir miłości – mruknął Snape, ledwie zerkając do naczynia. Widocznie zorientował się po słodkim zapachu wanilii bądź potrafił niezwykle szybko wertować stronice podręcznika.

- Tak jest! Panna White po raz pierwszy w dziejach szkoły uwarzyła eliksir miłosny w przeciągu dwóch godzin i to w dodatku zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.

Lara przygryzła ze zdenerwowania wargę, mając nadzieję na chociażby Zadowalający. Bądź, co bądź uwarzyła eliksir poprawnie.

- Niestety nie mogę wstawić więcej niż Powyżej Oczekiwań, gdyż nie wywiązała się pani z obowiązku, jednakże mogę przyznać dziesięć punktów dla Gryffindoru za nieprawdopodobne… szczęście – uśmiechnął się i puścił jej oczko po czym machnął ręką, wskazując drzwi. - Koniec lekcji. Możecie wychodzić.

~*~

Siedziała na trawie, plecami opierając się o pień wysokiego dębu. Przyciągnęła kolana do piersi i objęła je ramionami. Delikatnie odchyliła głowę i wpatrzyła się w przepiękny zachód słońca. Przejrzyste niebo przybrało złocisty odcień, przechodząc kolejno w pomarańcz, szkarłat i purpurę. Gdzieniegdzie przewijały się przepiękne lawendowe wstęgi. Lara z rozkoszą przymknęła powieki, gdy delikatny wiatr owionął jej sylwetkę. Jasne włosy rozsypały się wokół jej twarzy, delikatnie ją muskając.

Długo zastanawiała się po co właściwie tu przyszła. Nie wiedziała co ją tu przygnało. Może chęć powspominania o tym co było, co utraciła i jak wiele się zmieniło, a może chciała jedynie uciec od całego tego zgiełku, natarczywych spojrzeń i szeptów za plecami. Chyba potrzebowała spokoju. Pomyślała o dzisiejszym dniu, próbując go jakoś podsumować, lecz nie potrafiła. Próbowała jakoś odnaleźć się w tym wszystkim, rozeznać co należy, a czego nie wypada. Jednak przychodziło jej to z trudnością. To był pierwszy dzień, pierwszy dzień nowego życia. To nic dziwnego, że czuła się zagubiona, samotna i odepchnięta. Nienaturalne byłoby, gdyby czuła się tu dobrze. Choć Lisa, jak widać już znalazła swoje miejsce w tym świecie. To zabawne, jak życie potrafi być przewrotne. W dawnej szkole Lara rzadko miała okazję rozmawiać z Lisą, częściej właściwie kłóciły się niż rozmawiały. Były siostrami. Co prawda przyrodnimi, ale jednak były. Mimo to nigdy nie potrafiły się porozumieć. Być może dlatego, że ich ojciec wolał matkę Lary. A może dlatego, że miały zupełnie odmienne charaktery. Lisa była twarda, ostra i odważna. Życie nauczyło ją jak sobie radzić z przeciwnościami losu, jak odgonić złe myśli i rzucić się w wir codziennej walki. Lara tak nie potrafiła. Była krucha i delikatna, zbyt wrażliwa, by móc odciąć się od przeszłości i żyć pełnią życia. Dopiero teraz uczyła się, jak być silną. W chwili, gdy postanowiła podjąć walkę w Ad Fontes jej życie diametralnie się zmieniło. Zaczęła dostrzegać to czego nigdy w życiu nie widziała. Nagle poczuła, że przez cały ten czas była uśpiona i dopiero teraz budzi się w niej prawdziwy duch walki.

Jakie to wszystko dziwne, a zarazem niesamowite – pomyślała. Jeszcze pół roku temu to ona była w centrum uwagi. To ją podziwiano i chwalono, to ona zawsze miała ostatnie słowo i to z nią wszyscy zawsze chcieli spędzać czas. Lisa kryła się w jej cieniu. Teraz jednak wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. To Lisa błyszczała w świetle reflektorów, to ona była teraz tą ważniejszą. Jednak Larze to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Czasem miała ochotę rzucić wszystko, przecisnąć się przez tłum fałszywych spojrzeń i uciec gdzieś daleko, tam gdzie nikt, by jej nie znalazł i teraz nareszcie mogła to uczynić. Nikt jej tu nie szukał, nikt nie próbował z nią rozmawiać ani do niczego jej zmuszać. Była wolna i tak cudownie szczęśliwa, gdy rola księżniczki spadła na Lisę, a ona mogła cieszyć się rolą zwyczajnej szarej myszki. Była tak bardzo szczęśliwa, a zarazem tak bardzo nieszczęśliwa…

Gdy ocknęła się z zamyślenia słońce zniknęło już za horyzontem, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Powoli zebrała swoje rzeczy i ruszyła do zamku, czując że niemal unosi się nad ziemią. Wbrew wszystkiemu, co myślała to był dobry dzień, jeden z niewielu jakie ją czekały.

6 komentarzy:

  1. Hej! :) Właśnie skończyłam czytać wszystkie, opublikowane do tej pory, rozdziały i muszę przyznać, że bardzo mi się wszystko podoba. Masz bardzo fajny styl pisania, opisy są bardzo dokładne i wszystko można sobie świetnie wyobrazić :D Jedyne co, to wciąż mylą mi się imiona bohaterek: Lily, Lara, Lisa - za dużo "l", jak na moją biedną pamięć xD O ile Evans znam z oryginału, o tyle dwie pozostałe dziewczyny momentami mi się mylą ^^" Ale na pewno się przyzwyczaję :) Mam na dzieję, że w następnym rozdziałach będzie więcej mojego ukochanego Syriusza :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo za miłe słowa ;)
      myślę, że niedługo wszystkie bohaterki przestaną się mylić, bo są zupełnie różne ;)
      już niedługo będzie znacznie więcej syriusza

      Usuń
  2. Twój blog jest naprawdę świetny... Skąd czerpiesz te wszystkie pomysły? I kiedy następny rozdział? Na pewno będę tu często wpadać:) Z niecierpliwością czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo ;) sama nie wiem, inspiruje mnie właściwie wszystko, począwszy od innych blogów, a skończywszy na moim pokoju ;)

      Usuń
  3. Cześć! Nareszcie zabrałam się do nadrabiana zaległości.
    Rozdział zdecydowanie na plus. Jest taki spokojny klimacik. Nic nie wybucha, wszyscy żyją i jest ogólnie w porządku. Nie wiem jakie masz plany co do dalszych rozdziałów, ale jak na razie opowiadanie sprawia wrażenie bardzo spokojnego. A może to cisza przed burzą? Nie wiem, ale trzymam kciuki za bohaterów i życzę weny!
    Lisa, Lara - ciągle mi się mylą!

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń