czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział II Hogwart

"Draco dormiens nunquam titillandus 
- Nigdy nie łaskocz śpiącego smoka."
- Motto Hogwartu

Gdy tylko wysiadła z powozu poczuła na sobie natarczywy wzrok. Rozejrzała się dookoła lecz nikogo nie dostrzegła. Ze zdziwieniem zmarszczyła brwi i zwróciła się do Lily.

- Mam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje.

Evans zrobiła zdziwioną minę, ale bacznie rozejrzała się. Dookoła było pełno uczniów, którzy z radością witali mury Hogwartu. Nie była w stanie dostrzec niczego, co mogłoby zwiastować kłopoty.

- Pewnie ci się zdawało – uśmiechnęła się i łapiąc koleżankę pod rękę, ruszyła w stronę zamku.

- Pewnie tak…

Hogwart tak jak opisywała Lily był ogromny. Zbudowany z ciemnego kamienia z licznymi wieżyczkami i basztami, sprawiał wrażenie fortecy nie do zdobycia. Z daleka dostrzegła przepiękne zdobienia wokół długich okien oraz ogromne kamienne gargulce strzegące wejścia do zamku. Całości dopełniały marmurowe schody oraz duże kolumny podtrzymujące strop.

Na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy, a ogromne błonia spowił mrok. W oddali słychać było szum drzew i głośne ujadanie dochodzące z pobliskiego lasu. Lara zadrżała pod wpływem chłodniejszego podmuchu wiatru i szczelniej otuliła się ciepłym szalikiem.

Po chwili znaleźli się w Sali Wejściowej. Lara rozejrzała się po pomieszczeniu z podziwem. Sala była naprawdę ogromna. Mimo ciemnych kamiennych ścian wydawała się całkiem przytulna. Były tu trzy wejścia. Jedno prowadzące na zewnątrz, drugie do Wielkiej Sali, a trzecie schodami w dół z pewnością do lochów. Na samym środku natomiast znajdowały się ogromne marmurowe schody, które musiały łączyć tę salę z dalszą częścią zamku. Tuż nad głową, dostrzegła przepiękne malowidła zdobiące sufit, a na ścianach połyskiwały staromodne lampy, rzucające blade światło na zebranych uczniów.

- Witaj w Hogwarcie – zaśmiała się Lily. – Teraz musisz tutaj zostać. Rozmawiałam z Remusem, naszym prefektem i mówił, że czeka was taka sama ceremonia przydziału jak pierwszaków.

- Ciekawa jestem, gdzie mnie przydzielą – westchnęła Lara. – Mam nadzieję, że nie do Slytherinu czy Hufflepuff, nie wytrzymam w lochach.

Lily tylko uśmiechnęła się pokrzepiająco i ruszyła w stronę Wielkiej Sali, by zasiąść wśród gryfonów.

Sala Wejściowa powoli pustoszała. Lara widziała coraz więcej znajomych twarzy z Ad Fontes. Podeszła do zwartej grupki, czekając w milczeniu.

Po kilku minutach drzwi ponownie się otworzyły i do pomieszczenia wlało się niespełna pół setki pierwszaków. Wszyscy przerażeni, ale i zafascynowani podążali za olbrzymim mężczyzną. Lara szeroko otworzyła oczy, wpatrując się w olbrzyma. Nosił ciemne wytarte spodnie oraz długą zieloną tunikę na którą zarzucił miękkie futro z norek. Do tego w dłoni trzymał stary parasol w kolorze brudnoróżowym, a stopy przywdział w wysokie, obite ciemną skórą buty. Całości dopełniały ciemne splątane włosy, długa broda i czarne jak żuki oczy. Wyglądał dość przerażająco i Lara nie dziwiła się, widząc przerażenie w oczach pierwszorocznych. Sama przestraszyła się nie na żarty.

Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi, z marmurowych schodów dobiegł ich kobiecy głos. Wszystkie głowy natychmiast zwróciły się w stronę groźnie wyglądającej kobiety. Była szczupła i wysoka, ubrana w ciemnozieloną szatę z wysoko spiętymi włosami. Twarz miała groźną, oczy szarozielone, usta wąskie, zaciśnięte niemal w jedną linię. Sprawiała wrażenie chłodnej i nieprzystępnej.

- Witam w Hogwarcie – zagrzmiała. – Dzisiejsza ceremonia przydziału odbędzie się w nieco innych warunkach. Ustawicie się w dwóch rzędach. W jednym pierwszoroczni, w drugim uczniowie Ad Fontes. Jako pierwsi ceremonii dostąpią pierwszoroczni. Gdy tylko wyczytam nazwisko, należy podejść do stołka i włożyć tiarę przydziału na głowę. Ta natomiast przydzieli was do jednego z czterech domów. Do Slytherinu, Gryffindoru, Ravenlaw lub Hufflepuff. A teraz proszę się ustawić i za mną.

Lara ustawiła się w samym środku, a tuż obok niej wcisnął się mały chłopiec. Ten sam, który stanął do walki w Ad Fontes, by bronić swych przyjaciół. Nie wiedziała jak udało mu się przeżyć, ale była to z pewnością nagroda za jego odwagę i poświęcenie. Był jedynym drugoklasistą który przeżył. Resztę stanowili uczniowie idący do szóstej i siódmej klasy. Łącznie w Hogwarcie było ich zaledwie trzynastu. Pozostała czwórka zdołała ukończyć naukę w Ad Fontes.

Gdy tylko przekroczyła próg Wielkiej Sali zamarła w osłupieniu. To co ujrzała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Nie mogąc opisać własnych uczuć, zafascynowana rozglądała się dookoła. Po obu stronach sali stały po dwa obłożone złotą zastawą, stoły. Nad każdym z nich unosiły się sztandary, które miały charakteryzować każdy z domów. Wszędzie dookoła znajdowały się duże okna sięgające od podłogi aż po sam sufit. Lara wydała z siebie cichy jęk zachwytu, gdy dostrzegła rozpościerające się nad jej głową niebo. Prawdziwe niebo, takie samo jak za oknami. Ciemne i chmurne, gdzieniegdzie poprzetykane złocistymi gwiazdami. Omal nie przewróciła się z wrażenia, gdy sklepienie na moment zajaśniało przecięte błyskawicą. Tuż pod sufitem unosiły się niewielkie świeczki, których jasny blask oblewał twarze zebranych. Całości dopełniały kremowo perłowe postaci duchów, przenikających przez ściany oraz ogromny stół ustawiony na podwyższeniu, gdzie siedzieli wszyscy nauczyciele.

Uczniowie z zachwytem podążyli za nauczycielką, stając w dwóch grupach tuż przed podwyższeniem.

Ułożony na niskim stołku kapelusz nagle rozwarł się, a z jego ust popłynęła pieśń.

Lara zafascynowana przysłuchiwała się mądrym słowom tiary. Miała wrażenie, że ten niepozorny kapelusz ma znacznie większe pojęcie o tym, co dzieje się na świecie, niż połowa czarodziejskiej społeczności.

Po skończonej pieśni, wysoka nauczycielka podeszła do stołka i rozwinęła długą listę, wyczytując kolejne nazwiska. Po jakimś dwudziestym uczniu, Lara z niecierpliwością przestępowała z nogi na nogę. Zdawało się że ceremonia ciągnie się w nieskończoność. Założyła ręce na piersi i odchyliła głowę do tyłu, modląc się o cierpliwość.

- Znudzona? – usłyszała rozbawiony głos.

Ledwie zerknęła na dziewczynę, która pojawiła się obok. Doskonale znała ten głos.

- Troszeczkę – przyznała, uśmiechając się lekko.

- W takim razie lepiej spójrz na stół nauczycielski, po lewej stronie Dumbledora.

Lara natychmiast uniosła głowę i stając na palcach, zerknęła na stół. Tuż obok dyrektora siedział wysoki mężczyzna, pochylający się w jego stronę, szepcząc mu coś do ucha. Wydał jej się dziwnie znajomy, tak jakby gdzieś go już widziała. Kiedy już miała powiedzieć, że wcale nie wie kim on jest, mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na tłum uczniów. Lara wypuściła ze świstem powietrze.

- Co on tu robi? – warknęła do swej towarzyszki.

- A jak myślisz? Dumbledore potrzebował kogoś na miejsce poprzedniego nauczyciela. Jak widać Abrams wydał mu się idealny – mruknęła nie do końca przekonana własnym tokiem rozumowania.

Mężczyzna miał około trzydziestki. Był wysokim i szczupłym czarodziejem o zimnych szarobłękitnych oczach. Włosy miał tak czarne, a cerę tak bladą iż zdawało się, że śmierć kryje się w nim samym. Ostre rysy twarzy, lekko haczykowaty nos i czarna kozia bródka nadawały mu groźny wyraz. Nosił czarną szatę z wysokim białym kołnierzem i ciężkie, obite skórą buty.

Lara zaklęła pod nosem. Jeden jedyny źle kojarzący jej się nauczyciel z Ad Fontes musiał akurat tutaj, w Hogwarcie, znaleźć pracę.

- No mała, coś czuję że czekają nas ciężkie czasy – mruknęła ciemnowłosa dziewczyna, a Lara powoli pokiwała głową.

Z pewnością nie czekało ich nic dobrego…



- White Lauren! – usłyszała swoje nazwisko jak przez mgłę.

Była ostatnia i teraz cała szkoła skupiła na niej swój wzrok. Niemal widziała, jak na wygłodniałych twarzach uczniów, maluje się wyraz ulgi.

Szybko podeszła do niewielkiego stołka i nałożyła tiarę przydziału na głowę. Myślała, że będzie musiała długo czekać na decyzję kapelusza, jednak zaledwie ten dotknął czubka jej głowy, natychmiast wykrzyknął – Gryffindor!

Lara odetchnęła z ulgą. Warto było czekać tyle czasu, by wreszcie móc zasiąść wśród gryfonów. Czym prędzej zajęła miejsce koło Lily i uściskała ją radośnie.

- Biedni puchoni – wyszeptała Evans, spoglądając na przygnębione twarze przy stole Hufflepuff.
Lara zerknęła na wychowanków borsuka i westchnęła. Żaden uczeń z Ad Fontes nie trafił do Hufflepuff. Z trzynastu ocalałych najwięcej trafiło do Slytherinu, bo aż sześć osób. Ravenclaw uzyskał czworo nowych uczniów, a Gryffindor trzech, w tym Lare, małego chłopca i ciemnowłosą dziewczynę z którą gawędziła podczas ceremonii.

Zanim na stołach pojawiło się jedzenie, powstał Dumbledore, by przemówić. Uczniowie zdawali się tak wygłodniali, że byliby w stanie rzucić się na samego dyrektora.

- Witajcie moi drodzy, zarówno ci starzy, jak i ci całkiem nowi uczniowie – zagrzmiał, rozkładając ręce jak dobrotliwy staruszek. – Ponieważ dzisiejsza ceremonia przydziału trwała nieco dłużej niż zazwyczaj…

- Nieco dłużej? – warknął pod nosem jeden z siedzących niedaleko gryfonów. – Też mi coś…

- Łapa, przymknij się – syknął siedzący koło niego chłopak.

Lara zerknęła w ich stronę i dostrzegła tych samych chłopaków, co na Pokątnej. Szturchnęła lekko Lily i zapytała ciekawsko. - Który z nich to James? Bo już nie pamiętam…

Evans podążyła za jej wzrokiem i niechętnie spojrzała w ich kierunku.

- Ten rozczochrany – mruknęła bez cienia entuzjazmu i na nowo wsłuchała się w słowa dyrektora.

Lara uśmiechnęła się rozbawiona zachowaniem rudej i przyjrzała się Jamesowi. Był całkiem przystojny, jak na takiego dzieciaka jakim zdawał się być z opowieści Lily. Miał kruczoczarne potargane włosy, ciepłe orzechowe oczy ukryte za okularami i całkiem ładny uśmiech.

- Lara! Pss… Lara! – ktoś wołał do niej z drugiego końca stołu.

Zdezorientowała rozejrzała się. Kilkoro najbliżej siedzących uczniów również zaczęło się rozglądać. Dopiero po chwili dostrzegła czarną czuprynę wychylającą się zza kilku młodszych dziewcząt. To Lisa próbowała jej coś pokazać. Podążyła za jej wzrokiem i zmarszczyła brwi.

Nowy nauczyciel Obrony przed Czarną Magią wygłaszał krótką mowę na temat Ad Fontes.

- … dlatego mam nadzieję, że przyjmiecie ich do swego grona. Ja jako nauczyciel Obrony przed Czarną Magią postaram się przekazać wam całą wiedzę, jaką zdobyłem, niegdyś uczęszczając do Hogwartu i…

Dalej Lara już nie słuchała. Okłamał ich. Przez cały ten czas okłamywał ich, że on też był tym „wybranym”, że on też uczęszczał do Ad Fontes. Obrzydliwy, kłamliwy…

- Lara…

Spojrzała w stronę Lisy. Ta nachyliła się w jej stronę i wyszeptała.

- Powinien był zdechnąć pod gruzami Ad Fontes. Tylko takie karaluchy jak on są w stanie wypełznąć z lochów i przetrwać nawet koniec świata.

Kilkoro uczniów dziwnie spojrzało w stronę czarnowłosej, lecz ta nic sobie z tego nie zrobiła.

- Ta twoja koleżanka chyba nie przepada za nowym nauczycielem – mruknęła Lily.

Lara smutno pokiwała głową w chwili gdy półmiski na stołach wypełniły się jedzeniem. Po przemowie nowego nauczyciela nie miała ochoty nic jeść. Doskonale zdawała sobie sprawę, co miała na myśli Lisa. Podczas całej tej walki żadna z nich nie widziała go w zamku. Podobno zaszył się w lochach, by bezpiecznie teleportować się z Ad Fontes, w chwili śmierci dyrektora.



Uczta powoli dobiegła końca. Najedzeni uczniowie z trudem wysłuchiwali ostatnich słów dyrektora, by po chwili z ciężkimi brzuchami zwlec się z krzeseł i podążyć za prefektami swych domów.

Lara razem z Lily ruszyły do wyjścia. Nigdzie nie widziały Lisy, co musiało oznaczać, że zdążyła wyjść przed nimi. Droga na sam szczyt wieży, gdzie mieścił się Pokój Wspólny Gryffindoru była niezwykle długa i wciąż pod górkę, jak zdążyła zauważyć Lara.

- Ciągle tylko schody – mruczała sennie pod nosem Lara. – Tylko schody i schody… Lily kiedy my w końcu dojdziemy?

- Już jesteśmy - zaśmiała się Evans - wskazała na portret grubszej kobiety w bladoróżwej sukni - wejście jest za Grubą Damą.

Kobieta na portrecie zamachała swym olbrzymim wachlarzem i zapytała - hasło?

- Kolorowe świecidełka – odparła Lily, a portret uchylił, ukazując wejście do wieży Gryffindoru.

Lara przeszła przez dziurę, a jej oczom ukazał się ogromny pokój. Cały w barwach szkarłatno złotych. Na środku znajdował się kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Tuż przed stały staromodne sofy, obite czerwonym perkalem. Dalej można było dostrzec kilka stolików i rozstawionych dookoła puf. Wszędzie pełno było złotych poduszek, czerwonych foteli i ozdób świadczących o przynależności do Gryffindoru. W okna wisiały szkarłatne zasłony, a na podłodze leżał miękki dywan. Pokój wydawał się niezwykle przytulny i przestronny.

- Lepiej zapamiętaj to hasło, bez niego cię nie wpuści – mruknęła Lily, wskazując na zamykający się portret. – Co jakiś czas zmienia hasła i czasami naprawdę trudno je zapamiętać.

Lara skinęła głową i wskazała na schody tuż przed sobą - dokąd prowadzą?

- Te po lewo do sypialni chłopców, a te po prawo do dziewczyn. Z każdym rokiem dormitoria są coraz wyżej. My teraz musimy dojść prawie na samą górę, a za rok do tych ostatnich.

Lara z jękiem spojrzała w górę, czekało ją jeszcze sporo stopni.

- Znowu schody… - jęknęła i ruszyła za Lily.

Wbrew pozorom droga nie zajęła im dużo czasu. Gdy tylko weszły do swojego dormitorium powitał je głośny krzyk Lisy.

- Wyłaź stamtąd! Siedzisz tam już prawie pół godziny – wrzeszczała ciemnowłosa, waląc pięściami w drzwi.

Lara rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie było ono zbyt wielkie, jednakże bez problemu zmieściło się tu pięć łóżek, pięć szafek nocnych i ogromna szafa w pobliżu drzwi do łazienki. Ponadto przy każdym z łóżek stał kufer i reszta bagaży każdej z dziewczyn. Lara natychmiast dostrzegła swoje łóżko. Podeszła do pustej klatki z sową i ze zdziwieniem zmarszczyła brwi. Nie przypominała sobie, by wypuszczała sowę przed dojazdem.

- Ja ją wypuściłam. Robiła straszny hałas.

Lara odwróciła się i dopiero teraz dostrzegła siedzącą po turecku dziewczynę na ostatnim łóżku, tuż przy ścianie. Miała krótkie czarne włosy sięgające ramion, ciemnoniebieskie duże oczy i bladą cerę. Długa grzywka niemal całkowicie zasłaniała jej jedno oko, a usta umalowane ciemnofioletową szminką nadawały jej twarzy mroczny wygląd. Była raczej niewysoka, choć trudno było to stwierdzić, gdy siedziała.

- O dziękuję… - Tak zaskoczył ją nietypowy wygląd dziewczyny, że nie wiedziała co ma powiedzieć. – Jestem Lara – dodała po chwili.

- Amanda, ale wszyscy mówią do mnie Mandy.

Lara skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie. Nie bardzo wiedziała jak ma się zachowywać w stosunku do Mandy. Była naprawdę dziwna, a przy tym miała niezwykle mroczny głos i każdą sylabę jakby przeciągała.

W tym czasie Lisa nadal dobijała się do drzwi łazienki, klnąc na wszystkich świętych.

- Kto tam siedzi? – zapytała w końcu Lara.

- Nie chcesz wiedzieć – mruknęła Lisa i uśmiechnęła się kpiąco.

- To Mary. Nasza pani i królowa. Nasza zbawicielka. Nasza ostoja w chwilach zgrozy, nasza matka w chwilach cierpienia, nasza…

- Mandy wystarczy – ucięła Lily. – Myślę, że Lara i Lisa zrozumiały.

Dziewczyny zerknęły na Mandy, a potem wymieniły szybkie spojrzenia. Choć w głosie Amandy nie było cienia ironii, smutku, złości czy jakichkolwiek innych emocji, zdawało się że w jej oczach na moment zagościły wesołe iskierki. Lara patrzyła na nią z prawdziwym podziwem. Nie znała nikogo kto mógłby mówić przez cały dzień tym samym monotonnym głosem. Nie zmieniając choć na chwilę barwy czy wysokości głosu. Mandy była dla niej prawdziwym objawieniem, zdawało się że tylko ona potrafiła tym samym tonem opowiadać zarówno o wojnach, jak i o dzisiejszym śniadaniu.

W końcu drzwi łazienki uchyliły się i do dormitorium wkroczyła Mary. Ubrana w szykowną koszulkę nocną ruszyła w stronę swojego łóżka. Posiadała ładne brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Rysy twarzy miała delikatne, jak u dziecka, a uśmiech szeroki i wypielęgnowany. Nie zaszczycając Lisy nawet spojrzeniem, położyła się na łóżku i zasłoniła kotary.

- Aha – skwitowała Lisa i weszła do łazienki.

Lara zerknęła na Lily i uniosła brwi.

- Nie pytaj – mruknęła ruda i otworzyła kufer, by rozpakować swoje rzeczy.

3 komentarze:

  1. A więc przybrałam się i do drugiego rozdziału.
    Przydzielanie domów... Przypomina mi początek mojej historii z HP i czytając o tym, czułam takie lekkie wzruszenie, bo od tego się wszystko zaczęło!
    Co do koleżanek z dormitorium, tak ostatnia mi podpasowała, choć nie mam pojęcia dlaczego znajduje się w Gryffindorze! No cóż, Tiara Przydziału wie lepiej i więcej niż ja.
    Co do Hufflepuffu, szkoda, że go pominęłaś, bo żywię sympatię do tego domu, ale no cóż.
    Strop - Boże, jakie cudowne słowo. Takie... wyszukane (?). Tak rzadko można się spotkać z takimi słowami, więc bardzo się cieszę, że mam wyszukane słownictwo!

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to przydzielanie do domów przypomina te onetowskie opowiadania kilka lat temu ;) to były czasy...
    Mniemam, że mówisz o Mandy? No cóż, jest to z pewnością charakterystyczna postać, ale myślę, że nie mogłaby być nigdzie indziej, jak w Gryffindorze ;)
    Co do Hufflepuff, nie mogłam nikogo tam dać, gdyż Ad Fontes była szkołą dla wybranych, czyli dla czarodziejów czystej krwi (Slytherin), o niebywałej wiedzy (Ravenclaw) i niesamowitej odwadze (Gryffindor). Niestety Hufflepuff tutaj nie pasował, a szkoda, bo też lubię ten dom.
    Strop? O matko ;p u mnie używa się go niemalże codziennie, ale to może tylko u mnie takie słownictwo ;p Ale w blogowym świecie jest to z pewnością wyszukane słownictwo, jak to ujęłaś.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest wspaniałe... Jesteś taka oryginalna i piszesz genialnie ^^ Twoje posty są świetnie dopracowane i przemyślane... Zazdroszczę Ci talentu XD Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń